Na czym polegała istota sporu między Zbigniewem Herbertem a Czesławem Miłoszem? Otóż podczas pobytu Herberta w Ameryce spotkał się on z, mieszkającym tam wówczas na stałe, Miłoszem, na kolacji u państwa Carpenter. (Być może kiedyś ktoś napisze sztukę teatralną „Kolacja u państwa Carpenter”, byłaby to ciekawa konfrontacja postaw dwóch niewątpliwie wielkich poetów). Podczas biesiady suto zakrapianej alkoholem Czesław Miłosz miał żartem (?) powiedzieć, że Polskę należałoby wcielić do Związku Radzieckiego jako siedemnastą republikę i mielibyśmy spokój. Herbert urażony w swoich uczuciach patriotycznych wygłosił gniewną tyradę przeciw szyderczym i ironicznym słowom autora „Traktatu moralnego”. Zresztą różnica zdań na temat patriotyzmu i nacjonalizmu żołnierzy AK oraz poetów powstania warszawskiego istniała między nimi od dawna.
Ledwo wspomniałem Zbigniewa Herberta, a już głośno w polityce o zmarłym poecie. Oskarżenia o zawłaszczanie – zupełnie nietrafione tym razem. A może raczej skierowane pod niewłaściwym adresem? Bo chodzi raczej o „odbicie” Herberta. Prawdziwa jest walka o to, kogo poparłby poeta, gdyby żył. Nie jest to zbyt etyczne, mało szacunku i jak strawestował poetę dziennikarz Piotr Zaremba, mamy do czynienie z „potęgą niesmaku”. Nie ma nic bardziej żałosnego niż wdowy po zmarłych poetach, które uzurpują sobie prawo do decydowania o tym, którzy politycy i w jakich okolicznościach mogą cytować utwory ich nieżyjących mężów.
Cytat z Herberta bardzo pasował Jarosławowi Kaczyńskiemu. Katastrofa smoleńska bardzo wpisuje się w naszą narodową mitologię:
- że Katyń, miejsce kaźni polskich oficerów;
- że katastrofa lotnicza vide – Sikorski i Gibraltar;
- że samolot rozbił się na śmietnisku, skojarzenie z „Popiołem i diamentem” w wersji filmowej, gdzie akowiec Chełmicki grany przez Cybulskiego ginie na wysypisku śmieci. Jakby los chciał z nas zadrwić. Chcieliście uciec od swojego przeznaczenia, od swojej martyrologii, od cierpiętnictwa? Nic z tego, dostaniecie nową porcję starych nieszczęść. Śmierć w Smoleńsku dosięgła także ostatniego naszego prezydenta na wychodźstwie, Ryszarda Kaczorowskiego, co także jest aktem symbolicznym. Więc może zamknąć na zawsze już ten rozdział, ale który to już raz?
Osobiści postanowiłem być obiektywnym i bezstronnym. Jestem bezpartyjny. Zarówno w PO, jak i w PiSie zbyt dużo jest negatywnych emocji. Zgłaszam więc swój prywatny apel. Ludzie kochani, nie dajmy się wpuścić w kanał NIENAWIŚCI. A tam właśnie wpychają nas dwie główne partie. Już niemożliwa jest w Polsce merytoryczna dyskusja na jakikolwiek temat, bo zaraz trzeba się określić, czy jest się zwolennikiem PO czy PiS. Ale świat nie kończy się na tych dwóch partiach. Zrzućmy z oczu te dwie klapki, które zasłaniają nam rzeczywistość. Popatrzmy na świat bezpartyjnie. Zapewniam, że wtedy więcej widać. Ostatnio coraz częściej odnoszę wrażenie, że w Polsce nikt nie rządzi, nie podejmuje żadnych decyzji. Wszystko się sypie – finanse, służba zdrowia, drogi, koleje, oświata, kultura, ale w rządzie nikt nic nie robi. Jednego tylko nie brakuje – dobrego samopoczucia premiera i jego nieudolnych ministrów.
Astronomowie niedawno odkryli we wszechświecie ciemną materię, której nie widać, ale jej działanie jest widoczne. Podczas słynnego już spotkania z celebrytami premier Donald Tusk przyznał się do swojej bezsilności w kilku kwestiach, w których wiele obiecywał, ale słowa nie dotrzymał. Winna jest temu jakaś ciemna materia działająca w życiu publicznym. Jednego okienka w biurokracji nie będzie, bo przeciwdziała ciemna materia. Zmniejszenia zatrudnienia wśród urzędników nie będzie – ciemna materia, itd. No cóż, zawsze pozostaje w takich wypadkach jeszcze dymisja. Może kto inny upora się z ciemną materią.
Telewizja Kielce nadała ostatnio kilka interesujących programów, m.in. portret filmowy Jerzego Stępnia, sędziego Tryb. Konstytucyjnego oraz tradycje kieleckie rodziny Jarońskich. Dzięki TVP Kielce obejrzałem oratorium spółki Adam Ochwanowski / Bronisław Opałko. Miałem się wybrać osobiście na Karczówkę, ale po przedświątecznych porządkach coś zakłuło mnie w sercu. Może to zresztą zazdrość twórcza? Oratorium piękne. Wystąpili w nim także politycy świętokrzyscy. Wspaniały sojusz artystów z politykami. Ciekawe komu to zaszkodzi, a komu pomoże?
Ja zamiast występować na estradzie, wolę pisać. Bo popatrzmy na innych: pisarz Jerzy Pilch w druku to potęga, Muhammad Ali słowa, ale w telewizji już nieszczególnie. Nawet taki słaby szermierz słowny jak Kamil Durczok go położy w pierwszej rundzie. Ale ten sam Durczok w druku – lichy, wcale go nie ma. Gustaw Holoubek, pamiętam, wielki aktor, jak coś napisał to przynudził i człowiek ziewał. Bo jak głosi powiedzenie aktorskie- „Aktor jest od grania, jak d… od s…”. A pisarz jest od pisania. I nie należy tych ról mieszać.
29 kwietnia po raz IX w pięknej sali WDK rozstrzygnęliśmy Wojewódzki Konkurs Młodych Twórców Poezji. Tym razem przybyła Telewizja Kielce i Wyborcza wysłała młodego dziennikarza. Do telewizji nagadałem się przez kwadrans, z czego na antenie ukazało się jedno zdanie. Ogłoszenie zamieścił także „Nasz region”. Mam nadzieję w przyszłym miesiącu wydrukować coś w „Radostowej” Zabrakło pomysłodawcy, Artura Staniszewskiego, dyrektora szkoły nr 18, któremu życzę szybkiego powrotu do zdrowia. Wiersze piękne, a przede wszystkim prawdziwe. Cóż to jest poezja? Odpowiedzi jest wiele, ale myślę, że przede wszystkim, jest to uwznioślenie rzeczywistości za pomocą słów. Tymczasem nadeszła pora kwitnienia sadów, czyli poezja w przyrodzie. Zawsze przypominam sobie wtedy strony mojego dzieciństwa – czyli sady dziedzica Wesołowskiego w Złotej i pana Libiszowskiego w Pełczyskach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz